piątek, 6 stycznia 2012

Współczesne oblicze brytyjskiego humoru w serialach

                Dla wielu synonimem brytyjskiego poczucia humoru wciąż pozostają „Pythoni” wraz z twórczością Rowana Atkinsona. Nie jest to uproszczenie błędne, jednak od czasów ich świetności wiele się zmieniło. Pojawiło się nowe pokolenie, w nowym pokoleniu są pojedyncze gwiazdy, duety oraz grupy. Bogaty wachlarz warsztatu aktorskiego dla każdego. 

                Chcąc jednak napisać o najbardziej współczesnej komedii wyspiarskiej trzeba spróbować nakreślić grubą linię mażąc patykiem na przesypanym już piasku czasu. Zadanie trudne do wykonania wziąwszy pod uwagę fakt zachodzenia na siebie seriali, czerpania wzorców z wielu źródeł, czasem z seriali, w których już trupa występowała, scenarzysty, którego charakter ukształtował się już przy scenariuszach z przełomu epok. Postaram się nie przekraczać granicy prowizorycznie wyznaczonej na serialach „Coupling” i „Big Train”, nie mówiąc już o „Black Books” wraz, z „The Fast Show”, które krótko mówiąc, dla współczesnych serii stanowią już zamierzchłą przeszłość. Na szczęście dla humoru, niestety dla wpisu na blogu, nowe seriale wciąż obfitują w epizodyczne role dinozaurów poprzedniej epoki utrudniające stworzenie sensownego podziału.

                Zdecydowanie można stworzyć podział na komedię „Przed pythonowską”, dogłębnie znaną niewielu, jednak jej najlepsze momenty zostały przedstawione w drugim epizodzie „Monty Python: Almost the Truth (Lawyers Cut)” (oczywiście o ile mnie pamięć nie myli). Jeżeli określiłem już „przed…” to nieuniknionym następstwem zostaje epoka „Po Pythonowska”. Okres komedii wesołej, niestety trochę oklepanej. „Benny Hill”, i wiele innych wieloletnich programów utrzymywało poziom brytyjskiej komedii jedną modrzewiową belkę wyżej od reszty świata. Nie można tutaj tworzyć porównania z polską komedią, nasza opierała się na absurdach życia codziennego w socjalistycznym państwie, często odgrywane przez wysokiej krasy aktorów zawodowych, doświadczonych na deskach teatru, jak i nieobcych fanom srebrnego ekranu. W kraju królowej Elżbiety humor był wolny, był ironiczny, buńczuczny, ostry, nieskrępowany… „Kapitalistyczny”. Nie mam na tyle wiedzy, aby określić kolejny punkt zwrotny, jednak był to chyba „The Fast Show”. Rozpoczęła się era seriali lat ’90.  Ciekawa, nie wspaniała, jednak stworzyła koncepcje wykorzystywane współcześnie. Poszukiwano tutaj nowych form, zapominając momentami o treści. Ciekawy przykład stanowi tu „The Day Today”, Surrealistyczna parodia serwisu informacyjnego z charyzmatycznym Chris’em Morris’em (dla fanów it-crowd – szef firmy w pierwszym sezonie). Swoje trzy grosze do gatunku dorzucił Simon Pegg z komedią „Spaced”. Skracając wstęp Najnowsza era to seriale mające swój początek nie dalej niż 10 lat temu (tak, niestety „Coupling” odpada. Może więcej o tym następnym razem). Celem wpisu jest skupienie się na nowościach, i postaram się tego trzymać.


The Mighy Boosh 
               Zwariowana, ciężka w odbiorze komedia której autorami jest wspaniały duet komików, Julian Barratt (jako Howard Moon) oraz Noel Fielding (serialowy Vince Noir). Historia jak już nieraz miało to miejsce na wyspach, po początkowym sukcesie radiowego słuchowiska przeniosła się na ekrany telewizorów. Dwóch dozorców małego zoo, boryka się z problemami surrealistycznego świata wyobraźni, magii i dziwnych zadań powierzonych im przez szalonego, zdziecinniałego szefa.
               Na tle pozostałych programów wybija się charakterem głównych oraz pobocznych postaci, Howard - zwykły nudziarz, fan muzyki jazzowej z pospolitą twarzą przypominającą "różowy balonik" (cytat z programu). Jego najlepszy przyjaciel Vince Noir, w skrócie - "He was a hipster, before it was cool", szerzej - Zakręcony, pozytywnie nastawiony fan muzyki bardzo alternatywnej. Jego największe talenty to umiejętność znalezienia najdziwniejszego możliwego stroju oraz rozumienie mowy zwierząt. Czasem ciężko określić, które jest dziwniejsze. Smaczku dodaje uzdolnienie muzyczne autorów serialu, w każdym odcinku jest piosenka, bardzo śmieszna, zawsze inna niż pozostałe. Udało się im stworzyć własny styl muzyczny, nazwany "Crimp", pochodna rapu śpiewana w duecie.
               Serial stworzył sobie pokaźną rzeszę wiernych fanów, obecnie telewizyjne wydanie jest zawieszona, a grupa jeździ po wyspach ze swoim drugim przedstawieniem teatralnym. Dopiero na deskach teatru widać, jak kipie z nich humorem, interakcje z publicznością, czasem dłuższa pauza na wspólny śmiech. Fascynujące przeżycie. Po wstępnym zapoznaniu się z serialem warto jest je zobaczyć, są dostępne w internecie nawet z polskimi napisami.
               Polecam, ale przed rozpoczęciem oglądania lepiej skontaktować się z lekarzem lub farmaceutą gdyż program należy oglądać w ograniczonych dawkach, i pod żadnym pozorem nie przekraczać dozy dwóch odcinków na 24 godziny.


The IT Crowd
               Najlepiej znany polskiej publiczności z pośród wszystkich omawianych. Pozytywnie zakręcony sitcom, z abstrakcyjnym humorem. Kolejne, niepasujące do siebie trio, będące parodią działu IT w dużej korporacji. "Science Geek" Moss, oderwany od rzeczywistości, zamknięty w swoich zrozumiałych tylko dla siebie problemach geniusz, nie tylko komputerowy. Niekompatybilny z otaczającym go światem. Może to się wydawać dla fanów serialu dziwne, jest to jednak rola odgrywana przez aktora mającego ogromny wkład we współczesny humor brytyjski, gościnnie występuje "The Mighty Boosh" jako mroczny, sarkastyczny czarodziej. Kolejna postać, Roy, starający się być normalnym facetem, z raczej mizernym skutkiem, stanowi jednak pomost pomiędzy twardymi informatykami, a resztą normalnego społeczeństwa. We wszystko zostaje wplątana Jen, młoda, ambitna manager, która dopiero co dostała angaż na kierowniczym stanowisku w ogromnej korporacji. Nie spodziewała się jednak stanowiska szefa działu IT znajdującego się w podziemiach firmy, świata kompletnie dla niej nieznanego, dziwnego i obcego.
                Na drugim planie serialu pojawiają się aktorzy dobrze znani ze światka komedii, wspomniany we wprowadzeniu Chriss Morris na stanowisku szefa korporacji stanowi w pewnym sensie motor napędowy programu w pierwszym sezonie. Noel Fielding z Mighty Boosh gra tutaj mrocznego gotha, zepchniętego za karę topowego managera, do działu IT po tym jak odkrył "The Cradle Of Filth".
                 Zawsze polecam zaczynać od pierwszego odcinka drugiego sezonu. Przez cały odcinek nie można się przestać śmiać, a nawet po zakończeniu siedzi się jeszcze minutę śmiejąc się w ciemny ekran.


That Mitchell and Webb Look
                Komedia w starym stylu, dobrze znanym z "Monty Python'a" składająca się ze skeczy. Różni się bohaterami, oraz co najważniejsze wiele tematów skeczy powraca w następnych odcinkach. Przezabawny ośmioczęściowy skecz pt. "The Surprising Adventures Of Sir Digby Chicken Caesar" składający się z przezabawnych perypetii szalonego żebraka, który uważa że walczy ze swoim "Nemesis" prawdopodobnie odpowiedzialnym "za wszystko". Nie można zapomnieć o "Homeopatycznym Szpitalu", "Ortograficznym Naziście" i oczywiście "It's Numberwang". Ciekawym dodatkiem są wstawki pomiędzy skeczami, gdzie udają że są sobą, rozmawiają o zwykłych rzeczach, o sensowności scenariusza itd. pozytywne.
                Serial poprzedzony słuchowiskiem radiowym nie jest jednak debiutem telewizyjnym tego wspaniałego duetu. Obecnie wciąż wychodzi ich inny serial komediowy "Peep Show" utrzymany w zupełnie innej konwencji. Niestety, w czwartym sezonie dali do zrozumienia że jest to już ostatni show pod tym tytułem, szkoda. Z twórczością można zapoznać się poprzez YouTube. Zachęcam,


                Starczy tego dobrego, miałem jeszcze pisać o "Nathan Barley" (ekipa z Mighty Boosh), "Garth Marenghi's Darkplace" (parodia "Szpitala Królestwo") oraz "Green Wing", jednak nie spodziewałem się że tyle tego będzie. Może następnym razem. Mam nadzieję że się podobało, mi na pewno pozwoliło się trochę rozluźnić.

Brak komentarzy: